niedziela, 1 czerwca 2014

Run, Mycha, run, czyli bieganie na poważnie czas zacząć

Zadyma w pracy, ślęczenie nad kompem do północy i... kondycja poszła się... Jakaś masakra. Wciąż mam problemy ze znalezieniem czasu na regularne ćwiczenia, jak i naukę angielskiego. Role matki, żony, gospodyni domowej, pracownicy (niestety z tendencją do pracoholizmu i ślęczenia po godzinach) są tak absorbujące, że... doba jest dla mnie zbyt krótka.
Nikt mi nie powie, że to tylko wymówki. Matematyka jest bezwzględna: 10h w pracy (z dojazdem), 2h obiad + inne obowiązki domowe, 8h snu - i mamy już 20h. Zostają 4h. Wystarczy, że w pracy jest coś pilnego do nadgonienia, dziecko do zawiezienia na korepetycje, zakupy, czy inne losowe sytuacje i naprawdę nie ma czasu. A przecież życie nie kręci się tylko wokół grafika tego co jest do zrobienia. Mamy przecież rodzinę, przyjaciół, z którymi chcemy się spotkać. Mamy też w domu domowników, z którymi chcemy spędzić czas, bo przecież tylko w ten sposób więzi się wzmacniają.  No i przecież trzeba też o siebie zadbać i, poza ćwiczeniami, wykonywać różne rytualne zadania, kąpiele, masaże, maseczki, paznokcie, balsamy... To wszystko zajmuje czas.
No, ale chyba nie po to piszę, żeby się użalać. O nie! Po raz kolejny spróbuję stoczyć walkę sama ze sobą i swoją organizacją czasu.
Zacznę od regularnego biegania. Pozwolę endorfinom pomóc mi w walce z samą sobą. Dzisiaj biegałam tylko 12,5 min, ale od jutra spróbuję zacząć system Mateusza Jasińskiego z Poradnika dla początkującego biegacza. Mam nadzieję złapać bakcyla.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz